- Harry?-wyszeptałam chociaż nie mógł tego usłyszeć bo był jeszcze daleko. Brunet szybko do mnie podbiegł i złapał mnie za ramiona.
- Kaja, co się dzieje?-zaczął mnie sypko wypytywać.- Gdzie Zayn?
Gdy tylko wypowiedział to imię ciarki przeszły całe moje ciało. Nie odpowiedziałam.
- Chodź do samochody.- powiedział i pomógł mi wstać. Doprowadził mnie do samochodu.
- Kaja wiem że to słaby moment, żeby ci to mówić ale...
Siedziałam w samochodzie cala zapłakana. To co powiedział Harry, było... okropne! Nigdy bym o tym nie pomyślała. A już tym bardziej nie teraz. To było po prostu niemożliwe!
- Kaja, przepraszam. Mogłem z tym poczekać. Nie wiedziałem...-urwał.
- Nie. Dzięki że mi powiedziałeś.-szepnęłam cicho zatrzymując szloch.- Co się dokładnie stało?
- Dostał kulą w skroń.
- Znaleziono sprawcę?
- Nie.- uciął. Jakiś szaleniec postrzelił go kulą, w sklepie muzycznym.
- Czy policja ma chociaż cokolwiek?- spytałam.- Przecież ktoś musiał coś widzieć!
- Kable od kamer były przecięte. A broń wystrzeliła z dalekiego dystansu. ktoś miał niezłego cela.
- Kto wyprawia pogrzeb?- spytałam patrząc obojętnie na drogę.
- Z nikim nie mieszka.- powiedział.- Jeśli chcesz, to ci pomogę.
Zamknęłam oczy i próbowałam o tym nie myśleć. Po prostu usnąć. Jednak myśl o tym co się stało nie dawała zasnąć.
Następnego dnia...
Rano...
- Kaju...- Szepnął mi na ucho Harry. Nie miałam ochoty odpowiadać. Doskonale wiedział że nie śpię. W nocy nie zdążyliśmy dojechać do domu, a jak to Loczek stwierdził '' W samochodzie nie będzie wygodnie. Zatrzymamy się w pierwszym hotelu do jakiego dojedziemy''. Oczywiście nie był to pierwszy lepszy hotel, ponieważ brunet musiał uznać warunki za kompatybilne. Ostatecznie spałam w pokoju z żółtymi ścianami i dużym, wygodnym granatowym łóżkiem z białą pościelą.- Wiem, że jesteś zmęczona, ale myślę że chciałabyś już jechać. Zwłaszcza, że jak dojedziemy będziesz mogła porozmawiać z policjantami, bo mi dużo powiedzieć nie mogli.
- Która godzina?-spytałam głosem kompletnie wypranym z emocji.
- Jest 10:30. Jeśli chcesz możemy pojechać później. Do Londynu zostało jeszcze około 100 kilometrów.
- Za piętnaście minut będę na dole.- odburknęłam. Na moje słowa Harry opuścił mój pokój. Westchnęłam i powoli wstałam. Spojrzałam na szafkę nocną. Stałą na niej biała, papierowa torba z logo jakiegoś nieznajomego mi sklepu. Zajrzałam do środka. Była tam koszulka z drzewem i krótkie spodenki. ~ Miło z strony Harr'ego że mi to kupił- pomyślałam. Pokierowałam się do łazienki i ubrałam zestaw, po czym doprowadziłam włosy do porządku. Byłam gotowa. Chciałam wyciągnąć telefon spod poduszki ale go tam nie było. Został w domku. Spakowałam swoją miętową sukienkę do torby i ruszyłam w kierunku recepcji. Czekał tam na mnie Harry.
- Jedziemy.- spytał. Pokiwałam twierdząco głową i ruszyliśmy w kierunku samochodu.
- Policja ci coś powiedziała?- spytałam gdy już ruszyliśmy.
- Nie mogli.- odpowiedział nie spuszczając wzroku z jezdni.- Ja... byłem tam wtedy. Twój ojciec stał blisko mnie. W sumie to prawie ja dostałem tamtą kulą. Wszyscy którzy byli w sklepie nic nie widzieli, i nikt nie miał broni z jakiej wykonano strzał.
Nie odpowiedziałam. Po prostu milczałam.
- Harry, czym jest samotność?- odpaliłam pustym głosem nie patrząc na niego.
- Samotność? Jest ona wtedy, kiedy nie masz nikogo z kim mogłabyś porozmawiać. Nie masz do kogo się przytulić. Po prostu żyjesz bo żyjesz.
- Wież... gdyby nie ty byłabym bym samotna...
To jest adyofganzidwab aż brakuje słów.
OdpowiedzUsuń